Sezon 2020 nad morzem jest inny niż wszystkie poprzednie. Brakuję schematu, brakuje wzorców, wszystko stoi pod znakiem zapytania. Trzy miesiące tutaj równa się cały rok w Polsce centralnej.

Przygotowanie restauracji, która posiada 20 stolików na sezon to nie lada przedsięwzięcie. Zaczynamy od prac remontowo-budowlanych. Uzupełniamy wyposażenia wnętrza. Następnie trzeba stworzyć zespół kompetentnych osób, którym masz do zaoferowania jedynie pracę sezonową w stresie. Kolejny krok to tworzenie menu pasujące do mody i cen panujących na rynku.

Wysokie czynsze za lokale gastronomiczne nie są tajemnicą, mnogość zatrudnionego personelu też nikogo nie dziwi. Generalnie gastronomia ponosi wysokie koszty stałe.

No tak, narzekać jest łatwo. Możemy działać to dobrze i jak to wygląda nad polskim morzem?

Rewelacje w mediach na temat wykupionych miejscach w hotelach i kwaterach nad morzem są mocno przesadzone. Z jakiegoś powodów ludzie szukają podobnego profilu miejsca noclegowego i w podobnym terminie. To może spowodować że sezon będzie krótki a intensywny. Pytanie jak na taki „najazd“ zareaguje Sanepid ,albo czy wirus nie zacznie się znacznie rozprzestrzeniać?

Mam wrażenie, że ludzie podzielili się na dwie kategorie. Osoby, które boją się kontaktu z koronawirusem i osoby, które nie obawiają się go wcale. Ta druga grupa osób przyjeżdża nad Bałtyk. Osoby „bez obaw“ raczej nie przestrzegają obostrzeń i trzeba wyraźnie stawiać granicę, aby nie zapomniały, że sytuacja nie jest normalna. Ludzie leniwie snują się po ulicach. Nikt nie pamięta o maskach, rękawiczkach. Właściwie każdy chce żyć normalnie, czyli wrócić do sytuacji które znał przed pandemią, ale czy to możliwe?. Nawet nie słyszę narzekań na pogodę. Pogoda nie rozpieszcza. Nie pamiętam tak zimnej wiosny. Może to wszystko spowoduję, że będziemy chcieli dopieścić podniebienia i zaoferujemy sobie odrobinę luksusu w restauracjach. Na razie widać że goście, którzy przyjechali na długi weekend czerwcowy po prostu szturmowali restaurację. Pięknie ale 4 dni nie niosą nic poza nadzieją.

Zmienił się profil klienta. Praktycznie nie ma w śród turystów dzieci, widać jedynie dzieci do 3 roku życia. Na weekendy zjawiają się ludzie o zasobniejszych portfelach i w restauracjach sprzedaje się zupełnie inne dania niż poza weekendem. Klienci weekendowi chętnie zamawiają dania premium oraz wybierają ryby morskie. Dużym powodzeniem cieszy się dorsz. Brakuje świeżego bałtyckiego dorsza ponieważ jest bezwzględny zakaz połowu tej ryby. W ofercie restauracji są jedynie dorsze z innych mórz. To zaowocowało wzrostem cen tej ryby. Za kilogram dorsza płaci się teraz prawie tak samo jak za kilogram łososia.

Ceny w restauracjach wzrosły o jakieś 15 %. Miał na to wpływ wzrost cen produktów, energii elektrycznej i wywozu odpadów stałych. Ceny wywozu śmieci wzrosły w kurortach o 100%.

Jak na te podwyżki reaguje mniej zasobny klient? Też kupuje, ale pewnie rozważniej i pewnie przeklina w duchu „bandyckie“ ceny w nadmorskich restauracjach. Cóż, tu trzy miesiące to rok w Polsce centralnej.

Mam wrażenie, że ludzi jest mniej i daleko nam do normalności. Czego można się spodziewać? Myślę, że krótkiego intensywnego sezonu. Z trzech miesięcy zrobi się jeden miesiąc. A co na to koronawirus? Kto wie, ma swój rozum.


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *